• Stare Łazienki

Od placyku, a raczej skrzyżowania pięciu ulic: 1 Maja, Fryderyka Chopina, Armatniej Góry, Kolejowej i Stanisława Augusta Poniatowskiego, bierze początek ta ostatnia ulica.  [ biegnie od owego placyku w kierunku wschodnim […]. Koło obiektów Ochotniczej Straży Pożarnej ulica Poniatowskiego dochodzi

do kolejnego skrzyżowania – ronda.  W prawo od ronda prowadzi ulica Graniczna, prosto, na wzniesienie, ulica Heleny i Kazimierza Dulębów, a w lewo, na północny-wschód, ciągnie się ulica Poniatowskiego, z oryginalnymi willami z przełomu XIX i XX wieku po jej lewej stronie.  Na przeciwko skrzyżowania, a raczej potrójnego rozgałęzienia biegu ulicy Poniatowskiego, wyrasta wzgórze Poniatówka, zwane też Górą Poniatowskiego. Skąd, pytają zwiedzający tą część Nałęczowa, wzięła się nazwa ulicy i wzgórza? Czy, być może wiąże się z jakimś wydarzeniem historycznym?
Ostatni król Rzeczypospolitej Korony Polskiej, Wielkiego Księstwa Litewskiego i prowincji do nich należących, Jego Królewska Mość, Najjaśniejszy Stanisław August Poniatowski, udając się w lutym 1787 roku w podróż na Ukrainę, jak uważają jedni lub też wracając z podróży w czerwcu tego roku, jak twierdzą drudzy, odwiedził nałęczowskie dobra wojewody mazowieckiego Antoniego Nałęcz Małachowskiego.  Większość osób uważa, że jest to fakt historyczny, mniejszość, że to tylko legenda. Jak zatem było naprawdę? Skąd ów przekaz powtarzany w różnych opracowaniach o dziejach i współczesnym Nałęczowie?
Pierwszym, który napisał o pobycie króla Poniatowskiego w Nałęczowie był Henryk Wiercieński (1843 – 1923) mieszkaniec Nałęczowa w latach 1880 – 1915, sędzia gminny, regionalista i publicysta, weteran powstania 1863 roku, wybitny działacz społeczny; człowiek zasłużony dla Nałęczowa i Lubelszczyzny. Otóż Wiercieński odnotował ten fakt następująco: „Z pamiątek […], oglądać dziś można w pałacu [Małachowskich] […], w którym nocował król Stanisław August, w powrotnej swej podróży w Kaniowie 1787, oraz pagórek, zwany „Górą Poniatowskiego”.  Według  tradycji  miejscowej,  podejmowano  tu  króla  podwieczorkiem, wybierając  na  miejsce  przyjęcia wzgórek ponad łąką,  nieopodal pałacu, zkąd malowniczy roztacza  się  widok  na  kościół  i  dolinę.  Drogę  na  wzgórek  skopano  na  ten  cel  dokoła ślimakiem, ażeby udogodnić nań wejście.”
Celem podróży króla Poniatowskiego na Ukrainę było spotkanie z cesarzową rosyjską Katarzyną II, która zaplanowała wiosną 1787 roku podróż inspekcyjną na niedawno zdobyty Krym. Stanisław August przedsięwziął wyjazd na Ukrainę, by odbyć z Katarzyną poufną konferencję w sprawie propozycji, jak planował, utworzenia z Rosją  antytureckiego sojuszu.
Spróbujmy prześledzić podróż króla nad Dniepr i jego powrót do Warszawy. Przede wszystkim na obszarze województwa lubelskiego, a uzyskamy wówczas pełną odpowiedź na nasze wątpliwości.
23 lutego w piątek 1787 roku „Jego Królewska Mość, Pan nasz Miłościwy, przedsięwziętą od siebie podróż na Ukrainę rozpoczął – Odnotował w „Dyariuszu z podróży” króla na Ukrainę, Adam Naruszewicz – […]. Dzień ten pierwszy podróży pomyślnie odprawił się; droga ta wygodna i dobra była.”  I dalej, dzień po dniu opisuje Naruszewicz drogę króla Poniatowskiego, któremu, wśród innych królewskich dygnitarzy, towarzyszył. Drugiego marca przez Zwoleń udał się do Solca, skąd po powitaniach i odpoczynku, przeprawił się przez Wisłę. Kolejne miasta i miejscowości na szlaku królewskiej podróży, to: Piotrawin, Opole, Bełżyce, Lublin, Piaski, Krasnystaw, Kumów i dalej przez Wołyń na Kijowszczyznę. Należy dodać, iż król zatrzymując się po drodze na odpoczynek          i noclegi, wystawnie był podejmowany przez możnych, goszczących Jego Królewską Mość w swoich włościach.
W podróży do Kaniowa król ominął zarówno Puławy Czartoryskich, jak i Nałęczów Małachowskich. Różne względy zadecydowały o wyborze tej właśnie drogi i nie czas, i miejsce wnikać w przyczyny polityczne, a także względy praktyczne, które zadecydowały o takim jej przebiegu. Dotarł nasz monarcha wszak do celu, gdzie oczekiwał na przyjazd imperatorowej Rosji. Do spotkania z Katarzyną doszło 5 maja 1787 roku. Nastąpiło ono dopiero po siedmiu tygodniach oczekiwania na cesarzową w Kaniowie nad Dnieprem. Propozycję [antytureckiego] sojuszu wojskowego ze strony słabej Rzeczypospolitej  (czytelnik  zapewne  pamięta,  że   podróż  ta   miała  miejsce  w   niespełna   piętnaście  lat po I rozbiorze Polski) za cenę aukcji (powiększenia) wojsk polskich i reformy administracyjne w kraju  cesarzowa Rosji odrzuciła. Rozczarowany król udał się więc w podróż powrotną.
Jechał Stanisław August przez Wołyń, a następnie przez: Dubienkę, Sielec, Krasnystaw do Żółkiewki, gdzie przybył 5 czerwca i „...gdzie był powitany od licznie zgromadzonych obywatelów na czele których JW Małachowski Marszałek Trybunału Kor. z trzema kollegami […], znaydowali się.”   Dalsza droga królewskiego orszaku przebiegała przez: Studzianki, Strużę, Kraśnik, Olwęczyn (dziś Olbięcin), Gościeradów, Rachów (dzisiaj Annopol). Rankiem 8 czerwca Jego Królewska Mość przeprawił się ze swoim dworem przez Wisłę...
A zatem zagadka została wyjaśniona. W drodze powrotnej, z nieudanego  spotkania z Katarzyną, król Poniatowski także nie odwiedził Nałęczowa (!) . Skąd więc tradycja, czy też legenda mówiąca o pobycie J.K. Mości Stanisława Augusta w Nałęczowie Małachowskich? Otóż, gdy będziemy dalej śledzić drogę powrotu króla z Kaniowa do Warszawy, znajdziemy wkrótce odpowiedź na to pytanie; na przyczynę swego rodzaju mistyfikacji, której autorem był pierwszy historyk Nałęczowa, sędzia Henryk Wiercieński. Tegoż 8 czerwca 1787 roku w Sandomierskiem, w swoich dobrach ćmielowskich (niegdyś w posiadaniu Antoniego Małachowskiego) witał króla Jacek vel Hiacynt Małachowski, kanclerz wielki koronny, starszy brat Antoniego Małachowskiego. W dalszej podróży przez Małopolskę Stanisław August odwiedził, pośród wielkopańskich majątków i miast przede wszystkim Kraków, gdzie zabawił dłużej. W stołecznym Krakowie podejmował króla Piotr Małachowski, wojewoda krakowski, krewny Antoniego Małachowskiego z młodszej linii Nałęcz Małachowskich (młodszy brat Stanisława, twórcy Nałęczowa). Stanisław August 28 marca uczcił na Wawelu wojewodę, w przededniu jego imienin, bankietem na 200 osób, wznosząc toast za zdrowie zasłużonego dla kraju i oddanego królowi senatora. Jadąc powrotem do Warszawy przez województwo sandomierskie, zajechał król ponownie do posiadłości braci Małachowskich. Wśród nich odwiedził Końskie marszałka Jana Nepomucena, a także był w Królewcu, z hutą żelaza i Radoszycach kanclerza Jacka Małachowskiego. Do Radoszyc wjechał monarcha, mając u boku kanclerza. Powitał króla kahał żydowski, delegacja mieszczan, a u bram dworu, „przy biciu z armat”, witała go kanclerzyna Petronela Antonina Małachowska, wraz z bratem męża, wojewodą Antonim Małachowskim i bratankiem obu, marszałkiem Janem Nepomucenem Małachowskim. Stanisław August odwiedził wówczas inne miejscowości, kopalnie rudy żelaza, huty i manufaktury rodziny Nałęcz Małachowskich w Staropolskim Okręgu Przemysłowym. Czytelnika zainteresuje, jak sądzę, przede wszystkim wizyta króla w majątkach klucza borkowickiego, posiadłości Antoniego Małachowskiego. Monarcha zajechał tam ze swoim orszakiem 17 lipca jadąc od Końskich .
„Gdy  Jego  Król.  Mość  przybył  na granicę Ruskich Brodów, ozwały się  w lesie armaty stokrotnym uderzeniem, a J. Pan Wda   zsiadłszy z konia mówił do Nayiaśń. Pana, dziękuiąc za łaskę sobie wyświadczoną , i do dziedzictwa swego zapraszaiąc, prowadził po tym Nayiaśń. Pana do fabryki, przy którey dało się widzieć wielkie ludzi mnóstwo, wesołemi okrzykami Pana witaiące, rzucaiąc kwiaty i gałązki, oraz ofiaruiące chleby. Oglądał Nayiaśń. Pan w tey fabryce tym pożytecznieyszy dla kraiu, iż się z niey arsenały nasze potrzebną amunicyą opatruią, iakim sposobem leią się kule, bomby i kartacze, i iak się poloruią. Gdy się to oglądanie zakończyło, zaproszony Nayiaśń. Pan pod blisko rozbity namiot, iadł przygotowane dla siebie i kompanii całey śniadanie, w czasie którego pił kielich za zdrowie J. Pana Wdy, oświadczaiąc uprzeymą radość z bawienia się w domu tego gospodarza, którego stateczney wierności i affektu zawsze doznawał. Tymczasem bito nieustannie z armat, na kilku mieyscach, a lud wesołe okrzyki powtarzaiąc, radością okoliczne lasy napełniał […]. Wyiechał Nayiaśń. Pan z Ruskich Brodów po godzinie 12 tey i znowu na granicy żegnany od dziedzica, usłyszał od niego w pełnych uprzeymości słowach oświadczenie, iż honor ziemi iego uczyniony, chce uwiecznić wystawieniem kolosu z żelaza domowego w obfitości tam znayduiącego się.”   
   Taki oto przebieg miało powitanie i wizyta króla Poniatowskiego w dobrach Antoniego Małachowskiego. Miało to jednak miejsce nie w Nałęczowie, jak pisał Wiercieński, ale w Ruskim Brodzie, leżącym w kluczu borkowickim, powiatu szydłowieckiego, województwie  sandomierskim. Czyżby Wiercieński o tym nie wiedział? Jest raczej pewne, że wiedział. Skoro znał trasę podróży króla na Ukrainę,  więc musiał czytać dziennik z podróży Naruszewicza, a zatem znał również drogę, którą  Stanisław August wracał przez Lubelskie, oraz dalej, aż do Warszawy. Skąd więc ta mistyfikacja? Odpowiedź nasuwa się jedna. Nałęczów, dawniej jedynie folwark i siedziba klucza majątku, jako osada willowa zaczął się tworzyć wokół zakładu leczniczego od 1880 roku. Młoda osada nie miała swej historii. Taką historię miała natomiast sąsiednia Bochotnica, wieś na której gruntach powstał Nałęczów. Ale to do Nałęczowa, a nie do Bochotnicy zjeżdżali kuracjusze z różnych stron porozbiorowej Polski. Stąd też trzeba było młodemu uzdrowisku i osadzie dodać nieco splendoru. Stworzyć jego tradycję, z królem w roli głównej, tutaj goszczącym. Ozłocić Nałęczów blaskiem królewskiego majestatu.     
  I  tak, historyczne  wydarzenie,  które  miało miejsce u Nałęcz Małachowskich po drugiej stronie Wisły, w Sandomierskiem, Henryk Wiercieński przeniósł do Nałęczowa, w Lubelskie. A tajemnicze wzgórze Poniatowskiego stało się, według pana sędziego, miejscem powitania króla przez Antoniego Małachowskiego... Wybaczmy tę mistyfikację wybitnemu regionaliście. Wszak pisał on w dobrej wierze. Ku chwale Nałęczowa.  
   Jest natomiast inna wersja podania wyjaśniająca nazwę ulicy i wzgórza Poniatowskiego, która mówi, że u stóp owego wzniesienia witano (lub żegnano) w maju 1809 roku bratanka króla Stasia, księcia  i generała w jednej osobie, Józefa Poniatowskiego. Miał wówczas książę tędy jechać od Puław Czartoryskich przez Nałęczów Małachowskich i dalej ku Lublinowi. Lecz to już zupełnie inna historia.  
Jerzy Michał Sołdek  
Fragment książki Jerzego M. Sołdka: Osobliwości, zagadki i tajemnice Nałęczowa. Nałęczowscy powstańcy Sybiracy 1863, Nałęczów 2013.